niedziela, 11 marca 2012

TERAZ ROZUMIEM!


W muzyce łatwo o patos. Nie trzeba się tu nawet odwoływać do Wagnera czy Vangelisa, żeby stwierdzić, że w muzyce, nawet tej współczesnej, patosu jest wiele, a też nic tak dobrze, jak muzyka patosu nie generuje. Jaskrawym przykładem będzie poezja śpiewana, ale i rockowe hymny zespołu Queen, czy epickie pasaże Iron Maiden nie są wolne od patetyzmu.

Z niczym innym, jak tylko z patosem kojarzy się temat POCZĄTKU. Nic tak dobrze jak muzyka nie podkreśla emocji towarzyszących rozpoczęciu Olimpiady, otwarciu oscarowej gali, czy początkowi  Nowego Roku. Ten przysłowiowy „new beginning” idealnie sprawdza się także jako muzyczne tło przełomowych wydarzeń w życiu pojedynczego człowieka. Hasło wystarczy wpisać w wyszukiwarkę, a setki stron z przydatnymi poradami typu: „The Soundtrack to Your Resolutions: 20 Songs for Fresh Starts” albo „Top Five Songs for New Beginnings”, uczynią nasze nowe życie lepszym i bardziej wartościowym.

Jakie piosenki znalazłyby się na idealnej playliście? W Nowy Rok sprawdziłby się Bob Dylan z nieśmiertelnym „New Morning”. Równie dobrze w ten klimat wpasowuje się John Lennon ze swoim „Just Like Starting Over”. Dla zdruzgotanych po rozstaniu, ratunkiem będzie z pewnością „I Will Survive” Glorii Gaynor (patos+siła), a dla tych, którzy lubią doznawać przy uroczych piosenkach pełnych nadziei – „FirstDay of My Life” Bright Eyes z ich płyty I'm Wide Awake, It's Morning. Dla napawających się smutkiem idealna piosenka o czasowo-przestrzennym niezrozumieniu: „Where I End and You Begin” Radiohead. Dla walczących na różnorakich barykadach tylko Tracy Chapman z albumu New beginning.



A jakby tak potraktować temat początku bez patosu, bez górnolotnej frazy i niekończących się, wznoszących tematów? Pozostaje z przymrużeniem oka i nutką ironii zakrzyknąć: „I’m begininng to see the light!” i wrzucić do odtwarzacza piosenkę Velvet Underground o tym samym tytule. Konstruktywne, pełne radości i energii dźwięki pozbawione patyny – nic lepiej nie zachęca do działania. Cały album The Velvet Underground jest zresztą godny dłuższej uwagi. Trzeci krążek zespołu, bez Johna Cale’a w składzie, pierwszy nagrany dla MGM Records. Z nową siłą i nowym pomysłem na muzykę. Nowy, dobry POCZĄTEK zespołu, który na trwałe wpisał się w historię muzyki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz