Książka Johnatana Franzena Wolność została
mianowana książką roku. Jak myślę 2011. Chociaż napisana jest w 2010. W związku
z tym odczuwam nieposkromioną satysfakcję – przeczytałam najlepszą książkę
roku!!! I to zanim została taką okrzyknięta. Jest świetnie, nawet jeśli, moim
zdaniem, nie była to najlepsza książka, jaką w ubiegłym roku przeczytałam.
Johnatan Franzen. źródło: Wikipedia |
Jednak jest to książka z gatunku wielkich.
Całe 608 stron, poważne tematy, wielkie przeżycia, epicki rozmach, a na okładce
recenzja Baracka Obamy. Przyglądamy się życiu rodziny Berglundów i osób im
bliskich na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Wszyscy bohaterowie mają świetnie
zarysowane profile psychologiczne (prawie każdy z nich ma też ze swoją psychiką
jakieś problemy, więc jest co analizować). Szeroko jest też przedstawiona
współczesna Ameryka. Mamy tu reakcje na zamach 11 września, odwieczną i bezwzględną
opozycję między Republikanami a Demokratami, problemy ekologiczne, czy
demograficzne, sytuację nowoczesnego rynku muzycznego i stosunki sąsiedzkie.
Wzloty i upadki uczuciowe, konflikty rodzinne i problemy ideologiczne
Berglundów i ich przyjaciół przeplatają się i łączą ze sprawami wielkiego
świata. Wielkim światem, ale na pewno nie najlepszym ze światów jest tu USA.
Wolność czyta się świetnie i nie sposób pozostać wobec niej obojętnym. Nie jest to
wybitna literatura pod względem języku i stylu, a raczej ze względu na swoją
problematykę. Było mi też odrobinę wstyd, że nie mogłam się oderwać od książki,
dlatego, że chciałam się dowiedzieć, jak się rozwinie pewien romans. Z drugiej
strony równie wciągające było dla mnie zaangażowanie Waltera Berglunda w walkę
z przeludnieniem.
Przeczytałam całe te 608 stron. I czuję
się dość przygnieciona ilością problemów na świecie, których nie mógł rozwiązać
Walter i z którymi ja też nie mam najmniejszych szans się zmierzyć. Ale właśnie
dlatego czuję, że to może być jedna z najważniejszych książek w moim życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz