źródło: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/36371/norwegian-wood |
Na
okładce kwitnące gałęzie drzewa. Więc
wiosna. A jeśli jeszcze do tego tytuł książki jest tytułem piosenki Beatlesów,
to nie ma rady. Czytam.
Don’t jugde the book by its cover
mówi jakieś angielskie przysłowie, albo fragment piosenki. Nie pamiętam. Ale ja
mam inną zasadę. Niespecjalnie podobała mi się perspektywa czytania
Murakamiego, właśnie dlatego, że okładki jego książek wydawały mi się potwornie
kiczowate. Ale Norwegian Wood! Nie
można się oprzeć temu tytułowi i opisowi książki, który obiecuje spotkanie z
szalonymi latami sześćdziesiątymi.
I
rzeczywiście – lektura nie rozczarowuje. Czasem natrafiałam na fragmenty, które
wydawały mi się pretensjonalne (jak wytłuszczony na okładce cytat: „Wkrótce nadszedł sen i zamknął za mną
ciężką, ołowianą bramę - po drugiej stronie snów nie było.”).
Dlaczego jednak piszemy o tym przy okazji
tematów wiosennych – wiosna, której doświadcza bohater na końcu książki jest
bowiem, jak on ciągle powtarza najsmutniejszą wiosną jego życia. Wyprowadza się
z akademika, staje się dorosły, ale wciąż odczuwa jakąś pustkę i niepokój. Nie
brzmi to może najinteligentniej i właśnie takiego tonu się bałam w książkach
Murakamiego, ale nie można nie przyznać, że czyta się je świetnie!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz