Szerokie
plaże w Venice, szybkie samochody, alkohol i noce spędzane w barze Whisky a Go
Go. Kalifornia początku lat 70. W atmosferze tamtych dni zrodził się jeden z
najważniejszych albumów w historii rocka – ostatnia płyta The Doors L.A. Woman.
www.amazon.com |
Już
jakiś czas temu na rynku pojawił się rocznicowy remaster płyty. Wydawnictwo
składa się z dwóch części: pierwsza to oryginalna wersja płyty sprzed
czterdziestu lat, natomiast na drugim CD pojawiają się alternatywne wersje
utworów, nagrane podczas prób oraz kawałki, które nie weszły na album z 1970
roku. Ta płyta to zachwycająca opowieść o amerykańskiej kulturze i mitycznej
amerykańskiej muzyce.
Truizmem
będzie stwierdzenie, że każdy fan zespołu powinien mieć tą płytę w swojej
kolekcji. I nie chodzi to nawet o te dwa, nigdy niepublikowane utwory „She
smells so nice” i „Rock me” (z dość oczywistych powodów nie były przecież umieszczone
na płycie w roku 1970). Ciekawsze jest przesłuchanie albumu z workshop session
w kontekście odkrywania, jakie zmiany w pracy muzyków zaważyły na efekcie
końcowym płyty (por. między innymi początkowe dźwięki w utworze Riders On The Storm).
Ci,
którzy interesowali się historią zespołu wiedzą, że współpraca z Jimem
Morrisonem nie należała do najłatwiejszych. Wciąż pogłębiające się problemy wokalisty
z alkoholem i nieumiejętność porozumienia z resztą muzyków spowodowały, że
przed rozpoczęciem prób do L.A. Women
zespół opuścił jego producent Paul Rothchild. Doorsi byli więc skazani na pracę
na własną rękę – album wyprodukowali samodzielnie przy pomocy dźwiękowca
Bruce’a Botnicka. Dla Jima i jego zespołu płyta okazała się wielkim sukcesem,
ale i zarazem pożegnaniem. W niecały rok po jej wydaniu Morrison zmarł
tragicznie w Paryżu.
Fascynującą
opowieść o życiu Jima Morrisona stworzył w swojej książce Stephen Davis. Tytuł Jim Morrison. Życie, śmierć, legenda nie brzmi być może przekonująco (raczej jak trącący plotkami wymysł na
temat wielkiej gwiazdy) to trzeba przyznać Davis’owi, że zgromadził
niebywały materiał źródłowy i w tej chwili nie ma na rynku konkurencyjnej
biografii - zarówno samego Morrisona, jak i całego zespołu The Doors. Poza tym ta książka to opowieść o tym, za co tak naprawdę kochamy Amerykę: pęd życia, motocyklistów w skórzanych kurtkach i papierosowy dym. No i głos Jima Morrisona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz