poniedziałek, 19 marca 2012

AMERICAN PRAYER


Szerokie plaże w Venice, szybkie samochody, alkohol i noce spędzane w barze Whisky a Go Go. Kalifornia początku lat 70. W atmosferze tamtych dni zrodził się jeden z najważniejszych albumów w historii rocka – ostatnia płyta The Doors L.A. Woman.
www.amazon.com
Już jakiś czas temu na rynku pojawił się rocznicowy remaster płyty. Wydawnictwo składa się z dwóch części: pierwsza to oryginalna wersja płyty sprzed czterdziestu lat, natomiast na drugim CD pojawiają się alternatywne wersje utworów, nagrane podczas prób oraz kawałki, które nie weszły na album z 1970 roku. Ta płyta to zachwycająca opowieść o amerykańskiej kulturze i mitycznej amerykańskiej muzyce. 

Truizmem będzie stwierdzenie, że każdy fan zespołu powinien mieć tą płytę w swojej kolekcji. I nie chodzi to nawet o te dwa, nigdy niepublikowane utwory „She smells so nice” i „Rock me” (z dość oczywistych powodów nie były przecież umieszczone na płycie w roku 1970). Ciekawsze jest przesłuchanie albumu z workshop session w kontekście odkrywania, jakie zmiany w pracy muzyków zaważyły na efekcie końcowym płyty (por. między innymi początkowe dźwięki w utworze Riders On The Storm).



Ci, którzy interesowali się historią zespołu wiedzą, że współpraca z Jimem Morrisonem nie należała do najłatwiejszych. Wciąż pogłębiające się problemy wokalisty z alkoholem i nieumiejętność porozumienia z resztą muzyków spowodowały, że przed rozpoczęciem prób do L.A. Women zespół opuścił jego producent Paul Rothchild. Doorsi byli więc skazani na pracę na własną rękę – album wyprodukowali samodzielnie przy pomocy dźwiękowca Bruce’a Botnicka. Dla Jima i jego zespołu płyta okazała się wielkim sukcesem, ale i zarazem pożegnaniem. W niecały rok po jej wydaniu Morrison zmarł tragicznie w Paryżu.

Fascynującą opowieść o życiu Jima Morrisona stworzył w swojej książce Stephen Davis. Tytuł Jim Morrison. Życie, śmierć, legenda  nie brzmi być może przekonująco (raczej jak trącący plotkami wymysł na temat wielkiej gwiazdy) to trzeba przyznać Davis’owi, że zgromadził niebywały materiał źródłowy i w tej chwili nie ma na rynku konkurencyjnej biografii - zarówno samego Morrisona, jak i całego zespołu The Doors. Poza tym ta książka to opowieść o tym, za co tak naprawdę kochamy Amerykę: pęd życia, motocyklistów w skórzanych kurtkach i papierosowy dym. No i głos Jima Morrisona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz