poniedziałek, 2 kwietnia 2012

KRÓLICZE OCZY


źródło: Facebook Króliczych Oczu


 Jest na krakowskim Kazimierzu (ul. Estery 14) takie miejsce, gdzie zawsze wracam z poczuciem, że czuję się tam dobrze i bezpiecznie. Pomimo panującej tam dość psychodelicznej atmosfery. W Króliczych Oczach  - bo to o nich mowa- na ścianach wisi mnóstwo starych zdjęć, a oczy osób sportretowanych są zawsze zmalowane na czerwono, jak u królika. W drzwiach wejściowych zasłona z kolorowych szklanych koralików, stoliki w sali, oczywiście w „stylu krakowskim”, stare, z ciemnego drewna, a przy nich krzesła i fotele zupełnie nie do pary.
źródło: Facebook Króliczych Oczu 
Kiedy w centrum nie sposób znaleźć miejsca w żadnej knajpie, a do pobliskiej Alchemii również zwalają się tłumy na jakiś koncert zawsze warto wstąpić do Króliczych Oczu na jedno piwo (ale lepiej na więcej), a w między czasie wyskoczyć na plac po zapiekankę. Fajnie jest tam też w dzień -wypić na przykład mrożoną czekoladę, zjeść coś słodkiego, a na placu tym razem zamiast zapiekanki nabyć świeże warzywa na obiad. Żyć nie umierać! Czasami Kraków potrafi być znośny.

źródło: Facebook Króliczych Oczu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz