Wakacje to nie tylko
czas inspirujących podróży, ale też dla wielu osób czas choćby
chwilowego powrotu do rodzinnego domu. Jeśli chodzi o ten drugi typ
przygody wakacyjnej, to pod względem modowym można do niego podejść
dwojako.
Z jednej strony mamy
tu niebagatelną możliwość zaprezentowania tzw. kategorii
„stylówy”. Czyli dajemy po sobie poznać, że oto: ja
przyjechałam z dużego miasta, gdzie, jak wiadomo szerzy się
awangarda; nic sobie nie robię z tego, że wszyscy tu na mnie patrzą
jak na pajaca, dumnie prezentuję moją niebanalną osobowość i
trendy niepodłapane jeszcze przez zapauperyzowaną „ulicę”
małych miasteczek.
Drugą strategią
jest złapanie oddechu. Czyli: nikt mnie już tu nie pamięta, mogę
się ubierać jak u cioci na wsi, nawet jeśli moje „małe
miasteczko” ma ponad 200 tysięcy mieszkańców.
Moim zdaniem dużo
fajniej jest właśnie dać sobie trochę wytchnienia, ale nie
koniecznie z takim głębkoim przekonaniem o bezsensie ubierania się
„jakoś”. Nie ma co dawać za wygraną. W domu otwiera się przed
nami cały arsenał nowtych możliwości. Po pierwsze - szafa
babci!!! Po drugie – znana zasada „im mniejsze miasto, tym lepsze
rzeczy w lupmeksach”. Po trzecie - stylizacja na zbieranie jabłek
w sadzie, czyli raz do roku można założyć trampki do lekkiej
sukienki, za duży słomkowy kapelusz, powycierane ogrodniczki i
dżinsowe spodenki obcięte z tych, które się nosiło w gimnazjum.
Więc do roboty!
A poza tym
pamiętajmy, że inspiracje powrotem do domu, do korzeni i wakacyjnym
leżakowaniem to nie tylko domena znudzonych studentek. Najlepszym przykładem jest Band of Outsiders i ich ogrodowe kilmaty, nastrój rodzinnego zjazdu u babci w reklamach Tommy'ego Hiligera, awangarda w zaścianku w wykananiu Lady Gagi, czy powrót do sycylijskich korzeni w sesjach Dolce and Gabbany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz